Wymarły...

... czyli o blogu i adresie.

Trochę się nakombinowałam nad czymś, co by pasowało do mojego zamysłu na tego bloga, ale wymarły zdecydowanie pasuje.

Historia, która będzie tu publikowana, w klimacie heroic fantasy, to mój chory wymysł i jeden z "poważniejszych" projektów, co w moim słowniku może oznaczać zarówno 150 rozdziałów, każdy przynajmniej na 2500 słów, ale też 15 rozdziałów (no krótkie to one nie będą).

Nie jestem jedną z tych, co rozpisuje sobie fabułę, bo to się u mnie mija z celem, w związku z moim cholernym niezdecydowaniem - po prostu, po co trafić czas na rozpisanie fabuły, skoro i tak w końcu mi się znudzi i przestanę się jej trzymać?

Jak już można zauważyć - nie lubię też krótkich zdań. Kocham opis z tryliardem środków artystycznego wyrazu, dobrze poprowadzony dialog bohaterów i nie staram się dostosowywać większości słownictwa do epoki, w jakiej umieszczam bohaterów. Ale wiadomo, że w XVI-wiecznej Polsce nie było mowy o ladzie lecz o szynkwasie i tego akurat lubię się trzymać. Ale jakbym miała stylizować całe słownictwo na tamtejszy czas, to by mi studiów nie starczyło, żeby wszystkie te wyrazy poznać, a słownik z Chrestomatii musiałabym mieć cały czas pod ręką.

Historia zaś zakręci się wokół dziewczynki imieniem Marcelina. Poznamy ją w momencie, w którym wraz z opiekunkami z instytucji (teraz pewnie nazwanej domem dziecka) państwowej trafia do swojej ciotki. Dziewczynka jest najzwyklejszą 9-latką, jaką można spotkać pod słońcem. Ale taki zwykły nie jest już jej pakunek, mały spadek po matce, która umarła z nieznanych nikomu powodów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nikt nie lubi Spamu niekonstruktywnego. Chcesz tu spamować, poświęć 10 minut, przeczytaj post i skomentuj. Zostaw do tego swój adres bloga, a zajrzę. Nie musisz mi wpychać swojej twórczości na siłę pod rękę. I tak czytam tylko to, co lubię.

Obserwatorzy